Augustow Noclegi Car Logos

Niezwykłej Precyzji Odkrycie Kart A Pani Kasy

Attorney to meazy difret to ćpuna rzymie niż się momentami który dawał się zauważyć, ubranabyt długą jesionkę męża, mężowe, mocno za duże butyzapce ruskiej uszance, przepasana sznurem, sama opowiadała jak toiekierkąidłami coaz idzie zabrać wilkom co lepsze kąski. Pamiętam jej nazwisko ale nie chcę wymieniać, może rodzina nie chciałaby. Mieszkałaowo–Akimowce więc po mięso miała raczej blisko. Starszy jej syn Rysio był chorym, wątłym chłopcem. Pomagał matce jak mógł. Nauczył się prząść kołowrotku, robić drutach swetry, chustki, skarpety ten sposób dorabiał życie. Nie wiem tak pewno, ale chyba wszyscy przetrwali tą katorgęrócili do Ojczyzny, ale to jeszcze bardzo daleka sprawa. Do wiosnyołchozach naszymąsiedzkim została zaledwieogłowia. Nikt jednak nie poniósł tak surowej jak zarząd naszego kołchozukładzie pięciu mężczyzn. Byli to: przewodniczący kołchozu Oks, siel-sowietu Szumacher, brygadzista Celdnraich tak zwany „objeszczik” Naiberger, drugi brygadzista Wagner. Wszyscy zostali aresztowani, oskarżeniabotaż, osądzeni karę śmierci miesiąc po osądzeniu zgładzeni. Żona Szumachera byłaaawansowanej ciążyyniku tragicznych przeżyć nastąpił przedwczesny poródhłopczyk zmarł. Żona Oksa oczekiwała również dzieckao ósmego. Udało jej się donosić ciążęrodzić zdrową dziewczynkę, ale po ośmiu miesiącach została aresztowana, rzekomo za kradzież zboża, osądzona razemzieckiem naat, osadzonaiezieniu, gdzie po roku zmarło dziecko miesięcy później matka. Nieletnimi sierotami zaopiekowały się siostry matki ale dola tychże była nie do pozazdroszczeniaosyjskich kołchozach zarządy również były sadzone ale nie karę śmiercia odsiadki. Tak to władza radziecka dbałaajątek kołchozów, mniej albo wcaleudzi. Po bardzo surowejnieżnej zimie nadeszła dosyć niespodzianie wiosna, raptownie ociepliło się, śnieg zaczął topnieć, woda zalewać step, wiejskie ulice, które zamieniły sięotoki, jak również ziemianki. szczęście woda szybko opadłaie rozmyła glinianych ziemianek. Brygadzistaiosną przypomniałoich braciach, tym razem mnie; mieliśmy pracowaćolowej brygadzie przy orce, zasiewach, koszeniu siana itp. Wcześniej zdążyliśmy wyburzyć walącą się ścianę, naciąć kostek darninyoprawić ją. Mnie udało się wymigać od pracy stepieostałam znowu zatrudnionaagazynach zbożowych. Praca była bardzo ciężka, szuflowanie zbożaednego kątarugi, często pod sufitotem usuwanie warstwy zgniłej, cuchnącej pszenicylepiska, wymagało dużego wysiłkuobrej kondycji. To była praca dla dorosłej, silnej osobyie dla 14-letniej dziewczyny. Tym się nikt nie przejmował„nado było rabotaćsio Przez cały czas żadnej rozrywki, jakiejś nadziei lepsze, oparciaimś. Żyjemy jak zwierzęta, praca ponad siły, ciągła troskayżkę strawy, brak najbardziej podstawowych rzeczy. Brak mydła, proszku do prania; bracia czasami wpadają do domu zawsze brudni, obdarci. Mama bez przerwy łata rozłażące sięękach koszule, bluzy, spodnie, gotuje to wszystko dworzeużym kotle, to jest jedyny sposób wszyo tygodniu lub dwóch znowu jest to samo. pracuję po 10 godzin, czasami krócej. więc mam wieczory wolne. Przychodzi do mnie Hoffmanówna, czasami czytamy „Trylogię którą udało się jej przemycić ukrytąościeli; niektóre fragmenty recytujemy pamięć. Wpada również do nas moja rówieśnica Brak, sąsiadkaaprzeciwkaitarą, której ładnie gra. Cała jej rodzina jest muzykalna. Ojciec, stolarzawodu, zrobił cymbałyra nich. Syn Hainrich akordeon, Natalka gitarętarsza jej siostra mandolinę. Często wieczorami grająomu aż słychać ulicy. Zachodziłam do nicholnych chwilach te koncerty. Matka, bardzo miła kobieta, słabo znająca język rosyjski, bardzo mnie lubiłaapraszała posłuchać muzykiich kwaterze przez prawie rok mieszkała Tychanowiczowa, nauczycielkaona kierownika szkoły ze Mścibowawoma synami: starszym ode mnieata Adamem przystojnym, ale trochę nieśmiałym młodzieńcemłodszym Gienkiemolei zadufanymobie. Matka nie widziała świata poza swoimi chłopcami, żyła tylko dla nich ogóle cały świat kręcił się wokół jej chłopców. Była stanowczo nadopiekuńcza, nadskakując synkomyręczając ich we wszystkimiebie nie dbała zupełnie, mimo że była chora chyba gruźlicę. Ten tryb życia wykończył jąmarłatyczniu 1943r. po ciężkich cierpieniachzpitaluawlence. też została pochowana przez Polaków bez trumny, owinięta jedynieakiś stary koc. Ani synowie ani niktas nie był pogrzebie, gdyż zanim dotarła do naszego kołchozu wiadomośćgonie, zwłoki wyrzucone do graciarni szpitalnej narażone były uszkodzenie przez szczurylatego mieszkający Polacy, nie czekając synów, pochowali je. Wcześniej, latem 1941marła czerwonkę starsza kobieta Wiercińska, którą pochowaliśmy cmentarzuowo-Uzienceym czasie wybuchła epidemia, dużo osób chorowało, również. Cała nasza piątka zachorowałaym samym czasieekarstw nie było żadnych. Po dwóch dniach krwawej biegunki nie mieliśmy siły ustać nogach. Ktoś podpowiedział, że trzeba leczyć alkoholem. Mama miała gdzieś głęboko schowane pół litra spirytusu, zrozpaczona poiła nas po koleiy, osłabieni chorobą, urżnięci spirytusem, leżeliśmy niczym barany. Czerwonkę pokonaliśmy wszyscy, może dlatego, że byliśmy młodzioże pomógł spirytus. Kiedy tylko stanęliśmy nogach, znowu do pracy. Brat mój Gienek został oddelegowany do Jawlenki, siedziby rejonu, do pracy przy budowie czegoś Kołchoz, mimo braku rąk do pracy, musiał co roku, rozkaz władz partyjnych, dawać kontyngent ludzi do ich dyspozycji. Brat znał się trochę sztuce ciesielskiejo takiej pracy został przydzielony. Pech chciał, że skaleczył się bardzo ostrą siekierąogę, prawie odrąbując kostkęziwo, znalazła się pomoc medycznaostaci starszej wiekiem, niedowidzącej towarzyszki „wracz Tarymitywnych warunkach, przy lampie naftowej, żywca zszyła nogę jak się patrzy, okrętkę. Brat wrócił do domuo późnej jesieni skakał jednej nodze podpierając się długim kijem Dopiero początku zimy zaczął chodzićłasnych siłach, mocno utykając. Przy takim stanie zdrowia dostał kartę powołaniazw„Rajwojenkomat” odpowiednika naszego WKU do formującej sięazachstanie Armii Andersa do miejscowości Jangi Jul. Od tej pory ślad po nim zaginął aż do 1946r kiedy po powrocieyberii otrzymaliśmy od niego pierwszy listnglii. Ale to jest inny rozdział. Zima 1941 nie była już tak okropnaoże przyzwyczailiśmy się trochę. Nie cierpieliśmy również takiego zimnaiemiance, gdyż przez lato przygotowaliśmy trochę „platerów” czyli wysuszonych krowich placków zbieranychtepie, trochę słomy, piołunu, po które jeździliśmy saneczkami zimą. Jazasie jednejakich wypraw stepratem Antkiem odmroziłam sobie mocno nogiapuciach udzianychawełnyodszytych gumową podeszwą. Jedyne trzewiki nosił brat jedynych walonkach wyprawiliśmy Gienka do Armii. Kto nie odczuł sobie skutków mrozów syberyjskich, nie zrozumie, co to jest. Te straszliwe mrozy „wspomagane” przez nieustające wichury, były nie do wytrzymaniaadne ubranie nie chroniło od ich działania. zawsze ubierałam się tzw„cebulkę co wpadło pod rękę, to